czwartek, 27 stycznia 2011

Niepełnosprawni bez sąsiadów są skazani na wegetację

Codziennie rano albo po południu, przychodzi do nas młoda sąsiadka Bogusia. Jesteśmy schorowani, mama 86, ja 53 lata, ja niepełnosprawny. Bogusia pracuje na zmiany i nie zawsze ma czas przyjść, ale w razie potrzeby przysyła swoje dzieci.
Dzień zaczyna się od listy zakupów dla Bogusi. Bez pomocy sąsiedzkiej byśmy zginęli. / Fot. Mirek SuchodolskiBogusia robi nam podstawowe zakupy spożywcze, higieniczne, opłaty na poczcie, wykupuje leki, rejestruje do lekarzy. Bez sąsiadów bylibyśmy zdani na powolne umieranie. Bogusia ma dwie córki, 16 i 19 lat, jeżeli coś potrzeba to córki robią zakupy pod nieobecność mamy. Mamy jeszcze kilku sąsiadów i każdy w miarę możliwości pomaga, a to po drodze kupi ciasto, a to program dla mamy. Ja gazet nie czytam, bo w komputerze mam świeższe wiadomości. Żyję w jednym miejscu już ponad pół wieku i jak kiedyś byłem zdrowy, to też innym pomagałem. Z sąsiadami warto żyć w zgodzie. Każdy sąsiad/ka jest na wagę złota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz